sobota, 15 sierpnia 2015

Akcja szkolna, start

Zaparzam w kubku zieloną kawę i smakuję jej groszkowego posmaku. W filiżance obok mieszam ze sobą orzechy ziemne i rodzynki. Naprawdę, nie wiedziałam wcześniej jak fantastycznie potrafią smakować razem. Czekając na animację w telewizji migają mi przed oczami reklamy poświęcone głównie dzieciom i dla dzieci. Mimo że wakacje jeszcze nie dobiegają końca, a niektórzy dopiero przed sobą mają swoje zaplanowane wojaże, akcja promująca produkty szkolne trwa w najlepsze. Jestem zmuszona oglądać różowe tornistry z pełnym wyposażeniem lub te  z nadrukami superbohaterów dla dzielnych małych chłopców. Czuję aż przez ekran ich plastikowy zapach nowości i przypominam sobie własne pilne przygotowanie do rozpoczęcia szkoły.


Początek września w każdym wieku budził duże emocje i poprzedzony był długim okresem przygotowawczym. Najbardziej cierpi się w początkowych latach szkolnictwa. Wystawiane przez szkoły listy przedmiotów obowiązkowych na zajęcia każdego ucznia, tzw. wyprawka szkolna (z tego co udało mi się podsłuchać na wczasach w bułgarskim kurorcie od sfrustrowanych wypoczywających turystów-rodziców) budzi grozę i przerażenie. Najszczęśliwsze dzieci, które mogą biegać między sklepowymi półkami i przebierać w najdroższych- bo najmodniejszych wzorach zeszytów, bibuł
w cętki, flamastrów kolorujących nie tylko barwą, ale i gwiazdeczkami i brokatowym pyłem. Najstraszniejsze, iż zafascynowane początkiem czegoś nowego dzieci (swoistym „wejściem
w dorosłość” tamtych lat) z przestąpieniem przez próg szkoły dostępują transformacji i ujednolicenia z kreatywnego i wolnego stworzenia, którym były w zepsuty produkt polskiej edukacji.

Ciarki aż przechodzą mnie na myśl, co pozostało ze mnie po praniu jakie przeszłam w szkole podstawowej. Towarzyska, otwarta, mała gaduła stopniowo przeistoczyła się w zamknięte w sobie jak w skorupce nieśmiałe i zakompleksione dziecko, z rokiem na rok coraz gorzej nawiązujące znajomości, aby do czasu studiów stać się człowiekiem stojącym na brzegu społeczeństwa z nikłym poczuciem własnej wartości. Ale najbardziej nie potrafię wybaczyć odebrania mojej samodzielnej kreatywności, artystycznej wolności, którą pielęgnowałam od kołyski. W tym systemie z założenia każdy jest indywiduum, lecz tak naprawdę wymagane jest podporządkowanie się, prowadzące do zaniedbania własnych pasji i wyeliminowanie wewnętrznego artysty.

Mój głośny i nieposkromiony bratanek wywołuje uśmiech na twarzach rodziny, mimo swojego rozbrykania. Myślę, iż to tylko kwestia czasu, kiedy nastąpi sprostowanie (po przekroczeniu progu szkoły) i mały zawadiaka przeistoczy się w zahamowanego i wycofanego ucznia.

Pablo Picasso słusznie rzekł, iż każde dziecko jest artystą. Jedyny problem brzmi, jak pozostać artystą, kiedy się dorośnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz