Zaparzam w kubku zieloną kawę i smakuję jej groszkowego
posmaku. W filiżance obok mieszam ze sobą orzechy ziemne i rodzynki. Naprawdę,
nie wiedziałam wcześniej jak fantastycznie potrafią smakować razem. Czekając na
animację w telewizji migają mi przed oczami reklamy poświęcone głównie dzieciom
i dla dzieci. Mimo że wakacje jeszcze nie dobiegają końca, a niektórzy dopiero
przed sobą mają swoje zaplanowane wojaże, akcja promująca produkty szkolne trwa
w najlepsze. Jestem zmuszona oglądać różowe tornistry z pełnym wyposażeniem lub
te z nadrukami superbohaterów dla
dzielnych małych chłopców. Czuję aż przez ekran ich plastikowy zapach nowości i
przypominam sobie własne pilne przygotowanie do rozpoczęcia szkoły.
Początek września w każdym wieku budził duże emocje i
poprzedzony był długim okresem przygotowawczym. Najbardziej cierpi się w
początkowych latach szkolnictwa. Wystawiane przez szkoły listy przedmiotów
obowiązkowych na zajęcia każdego ucznia, tzw. wyprawka szkolna (z tego co udało
mi się podsłuchać na wczasach w bułgarskim kurorcie od sfrustrowanych
wypoczywających turystów-rodziców) budzi grozę i przerażenie. Najszczęśliwsze
dzieci, które mogą biegać między sklepowymi półkami i przebierać w
najdroższych- bo najmodniejszych wzorach zeszytów, bibuł
w cętki, flamastrów kolorujących nie tylko barwą, ale i gwiazdeczkami i brokatowym pyłem. Najstraszniejsze, iż zafascynowane początkiem czegoś nowego dzieci (swoistym „wejściem
w dorosłość” tamtych lat) z przestąpieniem przez próg szkoły dostępują transformacji i ujednolicenia z kreatywnego i wolnego stworzenia, którym były w zepsuty produkt polskiej edukacji.
w cętki, flamastrów kolorujących nie tylko barwą, ale i gwiazdeczkami i brokatowym pyłem. Najstraszniejsze, iż zafascynowane początkiem czegoś nowego dzieci (swoistym „wejściem
w dorosłość” tamtych lat) z przestąpieniem przez próg szkoły dostępują transformacji i ujednolicenia z kreatywnego i wolnego stworzenia, którym były w zepsuty produkt polskiej edukacji.
Ciarki aż przechodzą mnie na myśl, co pozostało ze mnie po
praniu jakie przeszłam w szkole podstawowej. Towarzyska, otwarta, mała gaduła
stopniowo przeistoczyła się w zamknięte w sobie jak w skorupce nieśmiałe i
zakompleksione dziecko, z rokiem na rok coraz gorzej nawiązujące znajomości,
aby do czasu studiów stać się człowiekiem stojącym na brzegu społeczeństwa z
nikłym poczuciem własnej wartości. Ale najbardziej nie potrafię wybaczyć
odebrania mojej samodzielnej kreatywności, artystycznej wolności, którą
pielęgnowałam od kołyski. W tym systemie z założenia każdy jest indywiduum,
lecz tak naprawdę wymagane jest podporządkowanie się, prowadzące do zaniedbania
własnych pasji i wyeliminowanie wewnętrznego artysty.
Mój głośny i nieposkromiony bratanek wywołuje uśmiech na
twarzach rodziny, mimo swojego rozbrykania. Myślę, iż to tylko kwestia czasu,
kiedy nastąpi sprostowanie (po przekroczeniu progu szkoły) i mały zawadiaka
przeistoczy się w zahamowanego i wycofanego ucznia.
Pablo Picasso słusznie rzekł, iż każde dziecko jest artystą.
Jedyny problem brzmi, jak pozostać artystą, kiedy się dorośnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz