poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Pamiętnik nadmorski

Uciekłam przed zgiełkiem wielkiego miasta. Przed tłokiem, hałasem, szybkością. Wiecznym wyścigiem i agresją. Zaszyłam się w zielonej przystani, gdzie choć liście żółkną i spadają złote na ziemię- wyciszam się. Jestem bezpieczna, nie rani mnie strach ani samotność. Gdyż najbardziej okrutna potrafi stać się zwykła pustka. Poczucie braku, tylko ja- mała w tym ogromnym zamieszaniu.

Introwertyczna osobowość podobno powinna czuć się wspaniale. Sam na sam, obcowanie ze swoimi zmysłami i spotykanie się z własnym cieniem. Wyłamuję się. Potrzebuję wpuścić do tego zamkniętego szczelnie na kłódkę świata drugą osobę. Kogoś, kto rozumie. Nie potrzebuje wyjaśnień, interpretacji. Jest bliski. Jest tuż obok.


Delikatnie muska mnie morski wiatr. Oglądam zachodzące słońce z brzegu rybackiego portu. Powróciłam do krajobrazu mojej młodości, odbyłam podróż sentymentalną. Oddałam duszę temu miejscu, a w rzeczywistości spotyka mnie obezwładniający smutek. Obserwowanie świata jedną parą oczu jest zawodne. Odczuwam brak Ciebie po kilku godzinach rozłąki.

Nie trzymamy się nierozerwalnie za ręce, nie manifestujemy głośno definicji swoich uczuć. Czuję, że jesteś. A kiedy dzieli mnie ocean, topię się w potoku własnych myśli.
Przebiegłam przez wrzosowiska i wdrapałam się na samotną sosnę. Znów płakałam, bezsilna. Próbuję się zmienić, trudno uwierzyć. „Naprawić”- to słowo być może brzmi trafniej. To na pewno jakiś błąd w produkcji. Nie seryjny, na szczęście, znając swoją jednorodność.

Maszeruję brzegiem morza. Lodowata woda oblewa moje stopy. Z ogromnej plaży nie pozostało prawie nic, szalony żywioł wyrzeźbił w jej miejscu rozległy przybrzeżny staw. Znikająca fala zostawia na brzegu trzepoczącego skrzydłami motyla. Podnoszę go, delikatnie. Spada- zdenerwowany, mokry, ledwo żywy. Nie poddaję się. Unoszę go i biegnę w stronę suchego lądu. Trzymam go w garści: piękny, duży i czarny. Odklejam skrzydła. Wystawiam na słońce. Zdejmuję drobinki piasku przyklejone do całego ciała. Czekam w spokoju. Kiedy staje się lżejszy zeskakuje i siada obok mnie. Zdradzam mu moje sekrety.

W głowie gra melodia: dom jest gdziekolwiek z Tobą. Zamykam oczy i relaksuję się. Słucham rytmu swojego oddechu, czuję go kierującego się wprost ku sercu. Zastygam w bezruchu, a kiedy się budzę nie odnajduję drobnego przyjaciela. Odleciał bezszelestnie.

Kolejne godziny mijają szybko, jestem w euforii. Mijam piękne budowle z piasku, szczęśliwe lekkością dzieciństwa maluchy, pierwszy raz schylam się, aby pogłaskać psa nieznajomego. Po drugiej stronie brzegu błyszczą się światła budynków i latarni. Ta podróż miała się odbyć również symbolicznie. Nie zdajesz sobie sprawy jak szybko potrafię tęsknić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz