czwartek, 17 września 2015

Czego nauczyłam się podczas wolontariatu w Stacji Morskiej?

Grzeję się pod ciepłym kocem, palę świecę o zapachu jabłka i cynamonu, delektuję się gorącym strudlem z mlecznym ryżem i rodzynkami w środku. Pokój jeszcze nie wywietrzał z ostatnich oparów ciężkiego zapachu kadzidła, a na zewnątrz wieje zimny wiatr, zdmuchując pierwsze liście z drzew. Tak bardzo tęskniłam za przytulnym domem, własnym kątem i odrobiną spokoju. Czasem jednak wyrywam się z marzeniami do idealizmów, bajek z mojej głowy, które chcą się wydostać w realną przestrzeń. Planuję przyszłość nie licząc na rzeczywiste możliwości. Zostaję sama ze światem moich myśli za drzwiami zamkniętego, ciemnego pokoju. Być może na wrzesień pisane było mi ostateczne wyciszenie?

Wracając z Helu wynotowałam krótką listę nabytych umiejętności podczas mojego pobytu. Wydawać by się mogło, że praca ze zwierzętami, a już ta darmowa z pewnością, to czysta rekreacja
i przyjemność czerpana z doświadczenia obcowania z drugą istotą żywą. Obowiązki w fokarium jednak mnie zaskoczyły, momentami z trudem przyjmowałam funkcję zanieś, pozamiataj. Tyczyło to się podejścia do jednostki, subiektywnych relacji interpersonalnych. Mimo wszystko chcę wydobywać z każdej sytuacji pożyteczny i pozytywny aspekt, stąd przedstawię naukę, którą wyniosłam.

sobota, 12 września 2015

Do utraty sił

Przejmująca opowieść o poświęceniu i dążeniu do odzyskania najcenniejszego skarbu w życiu.
W tle doskonale dopasowana aranżacja muzyczna, piękna oprawa wizualna i realizm uderzający
w każdej scenie. Najnowszy film z Jake Gyllenhaalem w roli głównej  to prawdopodobnie jeden
z najbardziej interesujących obrazów tej jesieni, mimo iż o jego zapowiedziach nie było głośno.


środa, 9 września 2015

WEGE NA POLSKIM PÓŁWYSPIE

Po raz pierwszy wystosuję post dotyczący podróży kulinarnej. Podróży w pewnym sensie regiono-
i kulturo-znawczej, owszem, aczkolwiek skupię się na aspekcie, który zawsze dotyka mnie najbardziej i który stanowi często główny cel wyjazdów.

Ponieważ dziwak ze mnie, a w dzieciństwie siedząc na parapecie u babci czytywałam podręcznik Eko-ludka, dojrzałam w pewnym wieku do podjęcia życiowej decyzji: zero trupów w moim ciele, koniec przemocy i start świadomości. W tym momencie problem pojawiał się jedynie w miejscach typowopolskich: karczmach i zagrodach ociekających wprost mięsem, gdzie dla siebie potrafiłam znaleźć jedynie (czasem nawet rzadko) śląskie kluchy, tłuste placki ziemniaczane czy krokiety. Wszystko podane z gęstym, śmietanowym sosem. Na słodko można było folgować sobie niemal bez ograniczeń. Naleśniki- ukochane, desery w każdym wymiarze. Poprzeczka podniosła się, kiedy wegetarianizm przestał wystarczać, kiedy zrozumiałam, iż to jedynie półśrodek do wypełnienia głównego celu.

Uzbroiłam się w bagaż wiedzy zdobytej poprzez internetowy surfing, dowiedziałam się, że na wakacjach nie jest weganom łatwo. We Władysławowie znajdziesz jeszcze jakiś nowo otwarty  fastfood, ale na Helu możesz pomarzyć. W rzeczywistości było przyjemniej niż się spodziewałam.