czwartek, 17 września 2015

Czego nauczyłam się podczas wolontariatu w Stacji Morskiej?

Grzeję się pod ciepłym kocem, palę świecę o zapachu jabłka i cynamonu, delektuję się gorącym strudlem z mlecznym ryżem i rodzynkami w środku. Pokój jeszcze nie wywietrzał z ostatnich oparów ciężkiego zapachu kadzidła, a na zewnątrz wieje zimny wiatr, zdmuchując pierwsze liście z drzew. Tak bardzo tęskniłam za przytulnym domem, własnym kątem i odrobiną spokoju. Czasem jednak wyrywam się z marzeniami do idealizmów, bajek z mojej głowy, które chcą się wydostać w realną przestrzeń. Planuję przyszłość nie licząc na rzeczywiste możliwości. Zostaję sama ze światem moich myśli za drzwiami zamkniętego, ciemnego pokoju. Być może na wrzesień pisane było mi ostateczne wyciszenie?

Wracając z Helu wynotowałam krótką listę nabytych umiejętności podczas mojego pobytu. Wydawać by się mogło, że praca ze zwierzętami, a już ta darmowa z pewnością, to czysta rekreacja
i przyjemność czerpana z doświadczenia obcowania z drugą istotą żywą. Obowiązki w fokarium jednak mnie zaskoczyły, momentami z trudem przyjmowałam funkcję zanieś, pozamiataj. Tyczyło to się podejścia do jednostki, subiektywnych relacji interpersonalnych. Mimo wszystko chcę wydobywać z każdej sytuacji pożyteczny i pozytywny aspekt, stąd przedstawię naukę, którą wyniosłam.


Czego nauczyłam się podczas wolontariatu w Stacji Morskiej?


1.      Cieszyć się zastanym momentem
Bez tej umiejętności byłoby mi przeżyć całkiem niełatwo. Kiedy spotyka mnie problem zabierający całą uwagę, w myślach drążę jeden temat i nie pozwalam umknąć tej emocji. Lub kiedy egzystuję
w bezradnym poczuciu niemożności zrobienia niczego produktywnego (nie znoszę!) przestawiam się na postrzeganie świata: teraz. Przyglądam się mewom, krzyczącym głośno w blasku fioletowego, zachodzącego słońca. Słońca niczym topiącego się w zimnej, rozległej wodzie. Czuję zapach pachnących drzew i rozkoszuję się poczuciem uczestnictwa w tym przedstawieniu natury. A później uświadamiam sobie, że mogę korzystać z tego dobrodziejstwa jedynie teraz, jedynie w czasie limitowanym. Bo za dwa tygodnie nie usłyszę żadnych mew, nie ujrzę żadnego zachodu słońca odbijającego się w morskiej toni. Jestem tu i teraz i napawam się teraźniejszością.

2.      Nie być uzależnionym od wyglądu
Jak cudownie w końcu nie zwracać uwagi na swoją prezencje, głównie w oczach innych ludzi i jej poprawność dopasowaną do zastanej okazji lub miejsca, w którym się znajduję. Dwa tygodnie w trampkach i dresie, bez grama makijażu i z poszarpanymi włosami. I nie chodzi o to, żeby było niechlujnie. A za to naturalnie, bez ulepszaczy siebie i nieograniczająco.

3.      Spełniać swoje zachcianki
Wybiec na lody i doprosić o największy, chrupiący wafel. Spacerować z soczystymi gałkami w ręce i zlizać je z uśmiechem siedząc na murze w porcie. To takie proste, ale dla mnie nie do końca oczywiste. Myślisz o czymś intensywnie i  czegoś chcesz, zrób to. Nawet na zasadzie ulżenia sobie lub dla czystej przyjemności. A ta z lodami naprawdę trwała tylko kilka minut.

4.      Stawiać na komfort i wygodę
Wspomniany już strój- mam nie marznąć i nie poprawiać co chwilę. Wygoda to ewidentnie ważny stan, choć wydaje mi się, że niektórych życiowych sytuacjach najmniej przywiązujemy do niej wagę.

5.      Zmienić nastawienie do nieznajomych
Nie być tak bardzo uprzedzonym, kierowanym kategoryzacją i osądzaniem z góry. Dopóki sam nie rozpoznasz osobowości drugiego człowieka, nie traktuj wobec obcych opinii.
 
6.      Zwracać się „cześć”
Trudno u mnie z bezpośredniością, lecz równość w relacji pomaga. Dzień dobry zastąpione cześć (oczywiście w wybranych kontaktach) postawiło nas na jednej płaszczyźnie partnerskiej.

7.      Podnosić głos
Poznałam oblicza ludzkiej głupoty, których się nie spodziewałam. Po raz pierwszy zarządzałam drugim człowiekiem, z czasem irytacja przerodziła się w stanowczość.

8.      Być odrobinę asertywnym
Mówić stop, rządzić. W ciągu dwóch tygodni nauczyłam się umiejętności, może nie do perfekcji, ale tak, aby efekty wdrożyć w życie tuż po powrocie.

9.      Bronić się
„Niech mnie pan nie obraża”, „niech pani nie będzie nieuprzejma”. Banał? Nie w moim życiu- do tego pięknego czasu.

10.  Wydawać pieniądze
Nie dusić grosza jak zawsze. Bilet pks kosztował 3złote więcej? Tragedia, przecież i tak już wsiadłaś (mleko się wylało) a i tak jakoś musisz powrócić do domu. Kiedyś dręczyłoby mnie to kolejne dni, teraz stało się i trudno. Po to są pieniądze.

11.  Poczuć się ważnym
Czułam, że moje małe funkcje były w owym czasie jednak wielkimi funkcjami (dla placówki, chociażby). Byłam ich człowiekiem, reprezentantem na danym stanowisku. Potrafiłam odczuwać przyjemność licząc się z tą myślą.

12.  Myć
Na koniec praktycznie i życiowo. Szyby, miotły, mopy- porządek codzienny. Czas absolutnie niezmarnowany.


Słowem zakończenia, zachęcam do odnajdywania pozytywów w każdej drobnostce, każdej przeciwności losu, każdej chwili lepszej czy gorszej. Wyciskania z nich jak z cytrynki czegoś dla siebie, profitów na przyszłość i ulepszaczy rzeczywistości obecnej. Nawet kiedy gorzej być nie może, a głowa owładnięta jest wykańczającą tęsknotą czy inną emocją. Czas biegnie szybko, zdecydowanie za szybko na tak krótkie życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz