sobota, 12 września 2015

Do utraty sił

Przejmująca opowieść o poświęceniu i dążeniu do odzyskania najcenniejszego skarbu w życiu.
W tle doskonale dopasowana aranżacja muzyczna, piękna oprawa wizualna i realizm uderzający
w każdej scenie. Najnowszy film z Jake Gyllenhaalem w roli głównej  to prawdopodobnie jeden
z najbardziej interesujących obrazów tej jesieni, mimo iż o jego zapowiedziach nie było głośno.



Historia mistrzowskiej klasy boksera, wygrywającego kolejne walki i posiadającego wszystko,
o czym przeciętny człowiek może marzyć: kochającą córkę, szczęśliwe małżeństwo, luksusowy dom, sławę i poważanie. Całe udane życie Hope’a zmienia się w jednej chwili, w momencie nieszczęśliwego przypadku. Od tej pory mężczyzna musi stoczyć walkę nie z przeciwnikiem na ringu, a tą znacznie trudniejszymi niż sportowa: przeciwnościami losu, trudem ojcostwa lub zwykłą ludzką bezradnością i niemocą. Bitwa dopiero się rozpoczyna, towarzyszymy bohaterowi podczas jego zmagań.

Prawdopodobnie sama nigdy nie skusiłabym się na obejrzenie z własnej woli filmu traktującego
o sporcie, nie mówiąc już (tym bardziej) o dyscyplinie jaką jest boks. Obraz bogaty jest w sceny prosto z ringu. Mamy wrażenie, iż nie całkiem oglądamy film, ale prawdziwą transmisję sportową. Ten właśnie sposób realizacji wywarł na mnie wielkie wrażenie, odróżniając go od innych filmów
o podobnej tematyce i czyniąc go wybitnym dziełem w swojej kategorii. Dramatyczny i momentami pełen napięcia, chwytający za serce i oddziałujący na emocje widza.

W filmie wystąpiła mieszanka gwiazd, od sławnych aktorów (Rachel McAdams, Forest Whitaker) po ikony muzyczne (50 Cent, Rita Ora). Sądzę, iż rola Billy Hope'a to przełomowa kreacja w karierze Gyllenhaala i aktor doczeka się za nią wielu nominacji do prestiżowych nagród. Zdecydowanie polecam niezdecydowanym.*




*Takim, jak autorka tego wpisu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz