niedziela, 4 stycznia 2015

Otwórz Wielkie Oczy!

Dni do polskiej premiery szeroko reklamowanych Wielkich Oczu odliczałam skrupulatnie.
Z niechęcią do spędzania przed kinowym ekranem godzin, zaspokajając umysł dobrze przyswajalnymi bajkami, a jednocześnie z niemałą ciekawością.
W jaki sposób od fantastycznych dokonań w biograficzną opowieść może przemienić się reżyserska ręka Tima Burtona?



Głośno afiszowana kreacja odmłodzonego Christopha Waltza w zupełności sama wystarczyła do posiadania chrapki na film, co szczerze mówiąc przyćmiło w moim odczuciu postać towarzyszącej mu żeńskiej bohaterki odgrywanej przez panią Adams. Nie mogąc uwierzyć w charakteryzację
i przyglądając się jej zdjęciu na filmowym plakacie,  w końcu rozpoznałam elegancką kobietę
z American Hustle. Blond ślicznotkę o kryształowych oczach i tkliwym wyrazie twarzy dopasowano do odgrywanej roli w pięknym stylu. Odczucia?

Przez całe dzieciństwo rysownicy kreskówek wpajali we mnie postawy biednych stworzeń niesprawiedliwie osądzanych i wyszydzanych, nie mogących obronić się lub tłumaczyć. Jako małe dziecko zastanawiałam się: dlaczego drogie zwierzę nie możesz mu oddać, przyłożyć, nakrzyczeć?
Na postaci ciążyła niezręczna niemożność postawienia na swoim i przede wszystkim bycie serialową ofiarą. Wprawiało mnie to w buntowniczy nastrój, byłam zła, a z czasem dorastając sama intuicyjnie przyjmowałam te wzorce w życiu i pozwalałam sobie stawać na głowie.

Po parunastu latach oglądając produkcję Burtona poczułam lekkie ukłucie w sercu czując podobne, zapomniane już uczucie. Należało więc przenieść się do czasu akcji filmu i historii, aby zrozumieć, pozbyć się dziecięcych odczuć i oddać się lekkości oglądania malowniczych, pełnych ciepła scenerii w ten mroźny, styczniowy wieczór.

Kierował mną temat sztuki i chęć bycia na bieżąco. Po nieudanej konfrontacji z tworzeniem podsumowania ubiegłego roku kinowego (co wtedy nakręcili?), wyznaczyłam daty zjawisk, które mnie intrygują lub już stają się godne i warte poznania dla ogółu publiczności.

Nie lubię ciśnienia filmu, którego zwiastun sprzedaje zasadniczo całą fabułę. Zasiadając na fotelu
w kinowej sali czujesz tylko goniący Cię czas i przebiegające przez mózg myśli: kiedy to nastąpi? Zaskoczenie jednak nie było tak banalne, jak się spodziewałam (a może w tym tkwiła jego banalność: scenariusza bajki, gdzie dobro wygrywa ze złem.) Ale w końcu niczyja w tym zła wola, fakty
w biografii odgrywają znaczną rolę.

Plastyczny i przyjemny obraz, szczególnie dopracowane w kolorze tło wydarzeń przyciąga wzrok odrobinę bardziej niż stroje i charakteryzatorska otoczka. Przeniesienie w minione lata istnieje- i tyle w tym temacie wystarczy. Wiemy gdzie się znajdujemy, jakie wydarzenia nastąpiły i na jakim etapie rozwoju cywilizacji się znajdujemy. Szczególnie wplecione w całość odniesienia do osoby Warhola powodowały mimowolny uśmiech na mojej twarzy.

Waltz gra, a w samej grze odgrywa aktora. Przywoływany wciąż do Bękartów Wojny, dla mnie zbyt mało eksploatowany. (Być może pod koniec roku po przeglądzie premier moja opinia ulegnie zmianie.) Ideał do roli cwaniaczków i manipulatorów, wyściskujących  z kogoś ostatnie soki. Ukazuje bohatera poruszającego się na niestabilnej płaszczyźnie między miłością i współpracą,
a triumfalizmem i egoizmem. Ileż emocji można wyczytać z samych oczu!

A jakie z wielkich oczu Amy Adams? Pani Keane walczy przez całe życie, walczy wewnętrznie,
na szczęście uduchowiona ma w trudnym momencie swojego życia odwagę, by sprzeciwić się
i postawić na swoim. (I tutaj przyrównuję osobistą mądrość: wierz w coś!) Aktorka mimo niepowodzeń i podporządkowania pokazuje postawę siły i tej podstawowej, wywodzącej się
z poczucia własnej wartości wyższości- w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Obraz barwny niczym sam potraktowany muśnięciem pędzla malarskiego. Kolorowy i przyjemny jakkolwiek trywialnie może to zabrzmieć. Pozostawiający ulgę i optymizm po opuszczeniu sali kinowej. Lekki. Familijny- owszem. Nie oczekiwałam niczego (poza dramatycznym zakończeniem), bowiem uprzedzenie potrafi wprawić w najtrudniejsze do zniesienia zawody. I jeżeli faktycznie potraktujesz go jako rozrywkę dla podniesienia pogody ducha,  nie zawiedziesz się diametralnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz