sobota, 5 grudnia 2015

Mglisty listopad

Parzę kawę żołędziową i sporządzam podsumowanie miesiąca. Miesiąca pełnego nerwów, gonitwy myśli i nieplanowanej bieganiny. Bez ustalonego harmonogramu, przewidzianego toku wydarzeń. Szczerze mówiąc nie znoszę tego stanu. Kiedy skrupulatnie opracowany w punktach rozkład jazdy rozjeżdża się z rzeczywistością, kiedy muszę poprzestawiać w nim cyfry i literki.

Przez cały miesiąc nie pojawiła się żadna recenzja, relacja, tekst popularno-naukowy, jest smutno i ubogo. Szaruga porównywalna do samego miesiąca.

Zmieniałam koncepcje, próbowałam dopasować do siebie puzzle z kolejnych godzin i dni. Mieszałam kolorowy alkohol i niesmaczne piwo kokosowe, zjadłam mimochodem milion ciastek orzechowych, w pośpiechu popijałam leki kawą o dziwnym aromacie. Do szczytu degradacji zabrakło mi papierosowego dymku. Bez obaw, następnego dnia szalałam na jodze, a przez kolejny tydzień nie potrafiłam ruszyć nawet palcem u nogi. Fitbycie miesza się z intoksykacją, a zdrowy rozsądek z bylejakością.


Przestałam używać czerwonej szminki, skraplać perfumy Chanel pod bawełnianym golfem.





Horoskop w "Zwierciadle" twierdził, że 10 listopada nów Księżyca przyniesie nowe zmiany w moim życiu. Co prawda zadzwoniono do mnie z propozycją bardzo ważnej dla mnie współpracy, którą koniec końców odrzucono. W tym miesiącu jednak zajęłam się systematycznym rozczarowywaniem zgłaszających się do mnie (najlepszych!) polskich agencji modelingowych. Bozia wzrostu nie dała, ale może zrekompensowała to w inny sposób.



Testowałam nowy telefon (szerokoreklamowany obecnie Huawei), który na chwilę obecną mogę polecić. Przez tydzień żyłam bez sieci (nie, nie, bynajmniej nie internetowej). I jeśli człowiek potrafi być uzależniony od Internetu, nie wyobrażałam sobie jak ciężko żyć bez komunikacji telefonicznej i bez podawania komukolwiek aktualnego numeru. Nie wiesz, póki ci nie odbiorą.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Karolina Mrowiec (@karomro)


Po pracy dochodziłam do siebie przez kolejne pół dnia ze stanu hipotermii. Poprowadziłam (pierwszy) wywiad z własną mamą. Godziny spędziłam w kuchni, przygotowując obiady (mniej czy bardziej udane) dla siebie, chłopaka i naszej małej pociechy. Jeden człowiek zamieszkał bowiem z dwojgiem zwierząt, a w środku naszej siedemnastometrowej rezydencji stanęła klatka z dzikim królikiem odratowanym od skonsumowania na kolację.


(W końcu jakiś weganin w moim otoczeniu. Możemy jeść z jednej miski.)


Toczyłam bitwę o przyjęcie do lekarza (konkretnie o bloczek- tak jest, bloczek). Pochodząc z małego miasta, incydenty, do których dochodzi starając się o dostanie się do medyka wciąż na nowo mnie zadziwiają. Popełniłam przy okazji sporo gaf spowodowanych brakiem zastanowienia. Po przejściu do apteki natomiast, lekką ręką wydałam 70 złotych (czyli całą dniówkę poprzedniego weekendu). Choruj tutaj na studiach.



17 listopada wybrałam się na zajęcia jogi w szkole Mayura w ramach All.in yogi. Teraz wiem, że zaczynając, nie da się wykonać tego samemu. Lub przynajmniej po zdobyciu pewnej wiedzy teoretycznej bez dalszego posiadania lustra. Rozciągnęłam się i odżyłam na początek jednego dnia.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Karolina Mrowiec (@karomro)


Nie znoszę niemożności rozkoszowania się pożywieniem. (Wbrew temu, co twierdzą niektórzy po pierwsze: naprawdę jem, po drugie: naprawdę dużo jem. I jem i jem, coraz więcej. Za kilka tygodni upodobnię się kształtem do własnego psa.)



Mimo wszystko kanapki z dżemem z trudem pochłaniam bez książki, a w 40 minut pomiędzy zajęciami zdążam dobiec do mieszkania (25 minut dystansy pieszo w jedną stronę), schrupać 2 placki przyrządzone przez gotującego chłopaka (takiego mam!), który zaczął je smażyć dopiero, kiedy wtargnęłam. Konfitura brzoskwiniowa i masło orzechowe, ta słynna w listopadzie mocna i gorzka kawa, powrotny bieg z przepełnionym brzuchem. Zdążyłam przed wykładowcą. Dodajmy, że autorskie naleśniki powstały na mące żytniej i mleku sojowym (specjalnie dla mnie zakupionym). Jestem w szoku, ekstazie i dziękuję kochanie.



Podczas dnia największej ulewy odwiedziliśmy Wawel (o mało nie zostałam zamordowana przez gniewnego młodego mężczyznę.) Na pocieszenie zaserwowano przebojowe danie. Próchnica zbliża się nieubłaganie.

Sama natomiast podjęłam próbę ugotowania budyniu. Mleko sojowe nie zdało egzaminu (tym razem), spożywałam różowy wytwór o konsystencji śpiku.




Pewnego dnia wygrałam bilet na pole dance oraz zniżkę na kurs językowy, na który pójdę z braku odpowiedniego poziomu zaawansowania w szkole.





Spakowałam manatki.
Wróciłam do domu.
Przefiltrowuję płuca od smogu.
Przyjechałam na gumiklyjzy.
Tęskniłam za moimi bezokimi psami.




Czytałam
Paullina Simons 6 dni w Leningradzie
Kamil Jasiński Żelazne Damy
Marie Kondo Magia sprzątania
Elizabeth Gilbert Wielka magia
Roman Ingarden Studia z estetyki



Wzięłam udział w Wielkiej Psiej Akcji w Krowoderskiej Bibliotece Publicznej, w zamian za co otrzymałam Intrygę Małżeńską J. Eugenidesa.

Oglądałam
Spectre
Szczególnie ze względu na Waltza i Seydoux. Najnudniejsza ze wszystkich oglądanych przeze mnie części, długo i nieciekawie.


Słuchałam
Klik w link i słuchaj ze mną melodii listopada!



Behaving- Behaving
Adele 25
LemON Etiuda Zimowa
Sara Bareilles What's inside songs from waitress
Selena Gomez Revival
Lukas Graham Blue Album

Keaton Henson- Wszystko, jak leci

Byłam
Koncert w Parafii Zmartwychwstania Pańskiego 27 XI w Katowicach w ramach festiwalu Ars Cameralis. Po raz setny nie będę robić spamu jak magicznie było. Musicie już uwierzyć, że było.

Moja relacja na infomusic - klik tutaj!

http://brandnewanthem.pl/wp-content/uploads/2015/11/KeatonHenson12_PatrycjaWojtas_ARS.jpg
Widziałam
World Press Photo
Szokujące, najlepsza wystawa fotografii jaką dotąd miałam okazję zobaczyć. Najważniejsze, że zdjęcie odznacza się swoim "bogactwem", emanuje wartościami nie tylko estetycznymi- obraz-talent, ale przekazuje historię. Czytałam wystawę poświęconą obrazom.


Keaton Henson. Rysunki 
w Muzeum Śląskim w Katowicach w ramach Ars Cameralis. Kolejna okazja do bezpośredniego poznania wrażliwości tego niebywałego faceta.


Efekty najpiękniejszej współpracy z Darią Mierzwą przy sesjach z Natalią Mrowiec i Ulą Kóską raz jeszcze. Są piękne.




Śniadaniowe dziecko, apetycznie zapraszam --> 

Zjadlam Niebo


1 komentarz: